Za nami święta Bożego Narodzenia. Dookoła widać jeszcze choinki oraz świąteczne dekoracje. W mojej parafii, w Nowej Uszycy (Ukraina) kościół również został pięknie przystrojony Jest szopka, są choinki, które na znak trwającej w kraju wojny, parafianie jedynie symbolicznie udekorowali niewielką ilością ozdób. Z nadzieją na tak upragniony pokój śpiewaliśmy kolędy, a dzieci wraz z paniami katechetkami przygotowały piękne jasełka. Czas świąt Bożego Narodzenia, sylwestra i Nowego Roku upłynął nam jednak w atmosferze zmasowanych ataków rakietowych na terytorium całego tego umęczonego kraju. Świąteczne uroczystości raz po raz przeplatane były wyjącą syreną, która obwieszczała kolejne zagrożenie. Mimo że w naszej części kraju nie ma bezpośrednich działań wojennych, na niebie częściej niż zwykle widzieliśmy przelatujące drony czy rakiety.
Podobnie jak w polskich parafiach, również i tutaj przyszedł czas na bożonarodzeniowe odwiedziny duszpasterskie. Ojcowie: Wojciech Żółty SVD i Adam Kruczyński SVD, którzy od wielu lat pracują w Ukrainie, wyruszyli w drogę od razu po świętach, w towarzystwie Siostr SSpS oraz niewielkiej grupy parafian. Mnie na kilka dni rozłożyła grypa i w związku z tym wraz z moimi kolędnikami, zaczęliśmy odwiedzać rodziny z tygodniowym opóźnieniem. Już drugi raz przyszło mi odwiedzać domy moich parafian. Gdy rok temu, zaledwie kilka tygodni po przyjeździe do Ukrainy, robiłem to po raz pierwszy, w większości odwiedzanych przeze mnie domów nie było elektryczności. Wówczas właściwie nie znałem języka ukraińskiego i dopiero uczyłem się stawiać pierwsze kroki w nowej dla mnie rzeczywistości. Mimo że jestem księdzem od niemal dwudziestu lat, to chodziłem wtedy po kolędzie pierwszy raz, ponieważ ani w Nikaragui, ani w Panamie, gdzie wcześniej pracowałem, nie było takiego zwyczaju. Pomimo tak trudnej sytuacji związanej z wojną i tragiczną śmiercią poprzedniego proboszcza tej parafii, o. Jerzego Czarneckiego SVD, ludzie cieszyli się z wizyty kolędowej. Długo czekali na nowego proboszcza, więc było dla nich wielką radością, że jest jakoś tak normalnie. Mają wreszcie kapłana, który przychodzi, by razem z nimi się modlić, poświęcić rodzinę i przynieść do domu błogosławieństwo Boga. Prosiliśmy, aby On nas chronił od zła. Już wówczas wszędzie byłem bardzo serdecznie przyjmowany.
Czy coś się zmieniło przez ten ostatni rok? Wiara i nadzieja, że Boże Narodzenie przyniesie światło i pokój są ogromne. Równie wielka jest serdeczność ludzi i radość z kolędowych odwiedzin. To, co się zmieniło, to ilość łez i bólu z powodu straty synów, mężów, wnuków, którzy zginęli na wojnie albo zostali na niej ranni oraz ogromnej tęsknoty i lęku o tych, którzy walczą na froncie. Jest coraz więcej rodzin, w których brak mężczyzn, bo albo zostali powołani do wojska, albo wyjechali gdzieś za granicę. Najbardziej wzruszające i trudne jest to szczególnie w okolicznych wioskach, gdzie starsi ludzie pozostali zupełnie sami. Dla nich odwiedziny kolędowe mają szczególne znaczenie. Ich pełne łez oczy, żarliwa modlitwa oraz oczekiwanie na powrót bliskich dotykają serca i przeszywają bólem. Wierzę, że cierpienie tych niewinnych ludzi, modlitwa i wiara przyniosą Ukrainie tak upragniony pokój oraz normalne, spokojne, godne życie.
Niech Jezus, który przyszedł do nas w tak trudnych okolicznościach, ześle opamiętanie i nawrócenie dla ludzi, którzy dzisiaj decydują o wojnie i pokoju. Niech za wstawiennictwem Maryi i Józefa otoczy opieką samotnych staruszków, obdarzy zdrowiem chorych i rannych, zaś dla płaczących i będących w żałobie stanie się pocieszeniem i nadzieją.
Prosimy Boga, aby kolędowanie w następnym roku odbywało się już w spokojnym, wolnym kraju, w którym panuje pokój.