Pochodzę z Zawoi – pięknej wsi w archidiecezji krakowskiej. Szkołę średnią ukończyłem w Makowie Podhalańskim. O byciu misjonarzem nigdy nie myślałem. Wydawało mi się to odległe i dla mnie niemożliwe. Pewnego dnia kolega ze szkolnej ławy pokazał mi zaproszenie na „Wakacje z misjami” organizowane przez werbistów w Pieniężnie. Pojechałem tam i… spodobało mi się. Coraz poważniej rozmyślałem nad przygodą z Panem Bogiem na misjach. No i tak się stało. W maju zdałem maturę, a już we wrześniu 1997 wstąpiłem do Zgromadzenia Słowa Bożego. W okresie formacji, po czterech latach formacji w ramach programu formacyjnego regensy, odbyłem roczną praktykę w Zakładzie Poprawczym i Domu Pomocy Społecznej dla psychicznie i nerwowo chorych w Raciborzu. Był to piękny czas odkrywania Boga w drugim człowieku – chorym i potrzebującym pomocy. Święcenia kapłańskie otrzymałem w roku 2007. Tego samego roku wyjechałem na misje do Afryki, a dokładniej do prowincji bostwańskiej z przeznaczeniem do RPA. Po dwuletnim doświadczeniu misyjnym w Afryce zostałem skierowany do pracy misyjnej w Ukrainie, w parafii Wierzbowiec. Najpierw pracowałem tu jako wikariusz, a po dwóch latach zostałem proboszczem.
Od samego początku mojego posługiwania koncentrowałem się na pracy duszpasterskiej. W okresie wiosennym i letnim podejmowaliśmy pracę wśród młodzieży w miejscowym ośrodku rekolekcyjnym, do którego przyjeżdżali młodzi ludzie z całego kraju. Były to zarówno duże grupy rekolekcyjne, jak i pojedyncze osoby. Łączyło ich jedno – poszukiwanie Boga i tęsknota za Nim.
Spotkałem się tutaj z wielką wiarą i oddaniem miejscowej ludności, zarówno katolickiej, jak i prawosławnej. Niezwykle ciekawym i ważnym doświadczeniem jest dla mnie stałe poznawanie kultury ukraińskiej, jak też wschodni wymiar duchowości chrześcijańskiej. Od wielu lat zajmuję się nie tylko pracą pastoralną, ale całym sercem angażuję się w pomoc socjalną, realizując wiele projektów służących wspieraniu najbardziej potrzebujących.
Obydwa te wymiary, duchowy i socjalny, nabrały jeszcze innego znaczenia po wybuchu wojny na Ukrainie, która rozpoczęła się w roku 2014. Od tego czasu biorę udział w organizowaniu pomocy humanitarnej. Działalność ta została znacząco nasilona od 24 lutego 2022 roku, kiedy to Rosja zaatakowała już całą Ukrainę. Jako kapłan wspieram rodziny mieszkające na terenie mojej parafii, spośród których wielu mężczyzn zostało powołanych do wojska. Niestety, kilkunastu z nich zginęło podczas walk, co powoduje ogromne cierpienie, smutek i rozpacz wielu matek, żon i dzieci.
Ośrodek rekolekcyjny naszej parafii obecnie jest domem i schronieniem dla wielu ludzi uciekających przed okrucieństwem wojny z terenów okupowanych przez Rosjan. Są to przede wszystkim kobiety i małe dzieci. Im wszystkim udzielam nie tylko pomocy humanitarnej, ponieważ moja parafia jest również miejscem, gdzie służę im w wymiarze duchowym, starając się wspierać ich w tej niezwykle trudnej sytuacji.
Przy współpracy Misjonarzy Werbistów, instytucji kościelnych i charytatywnych oraz wielu dobrych ludzi w miarę możliwości, organizuję również konwoje humanitarne, dostarczając najpotrzebniejsze rzeczy ludziom zamieszkującym tereny, na których trwają regularne walki. Moje wyjazdy na front i spotkania z broniącymi nas żołnierzami oraz ludźmi, którzy pozostali w atakowanych miejscowościach, uzmysłowiły mi, jak straszna jest wojna. Dostrzegłem również jak ważna jest wtedy obecność kapłana, która stwarza okazję do wspólnej modlitwy, posługi sakramentalnej, duchowego czy zwyczajnie ludzkiego wsparcia. Dla mnie są to bolesne przeżycia, które stale mną wstrząsają. Na własne oczy widziałem zabitych, zbombardowane osiedla, spalone pojazdy, płaczących, zrozpaczonych ludzi. Wtedy ważne jest, aby po prostu być blisko.
W mojej parafii w Wierzbowcu, mimo że często nie mamy prądu i czasami widzimy przelatujące rakiety wystrzelone w kierunku Winnicy lub Lwowa, jest stosunkowo spokojnie. Kilka dni temu rakieta zestrzelona przez obronę powietrzną Ukrainy, spadła i eksplodowała zaledwie siedemset metrów od kościoła i mojego domu. Budzi to stały lęk, bo nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, jednak pomimo to i tak żyjemy w dość bezpiecznym miejscu. Cierpienie ludzi z terenów okupowanych i stale bombardowanych jest nieporównywalnie większe. Wojna uzmysłowiła mi, jak w tak ekstremalnych sytuacjach, ważna jest modlitwa, ufność w Boże miłosierdzie oraz służba Chrystusowi cierpiącemu w drugim człowieku. Tylko On daje łaski, to Jego siłą możemy czynić dobre rzeczy. To Jego mocą możemy kochać.
Gdy przyjeżdżam do Polski, wiele osób mnie pyta, dlaczego nie wracam do kraju. Misyjne powołanie, którym obdarował mnie Bóg realizuję w Zgromadzeniu Misjonarzy Werbistów sprawia, że nigdy nawet przez chwilę nie pomyślałem, aby pozostawić moich parafian i ludzi, do których docieram w najbardziej krytycznych sytuacjach. Pięknym wzorem jest dla mnie św. Jozef Freinademetz, który powiedział: stałem się Chińczykiem dla Chińczyków i mimo wielu trudności, nigdy ich nie opuścił. Dlatego stale powierzam moją misję jego wstawiennictwu oraz opiece błogosławionych werbistów-męczenników, którzy swoim życiem i radykalnymi decyzjami dali świadectwo służby Słowu Bożemu.
„Święty Józefie i wszyscy święci misjonarze, wspierajcie nas w apostolskiej gorliwości”.