Słowa: Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał (Ps 37,5) wybrałem jako motto swojego powołania kapłańskiego i misyjnego. A Pan prowadzi mnie stale w miejsca niezwykłe i zaskakujące.
Myśl o pracy misyjnej żyła w moim sercu od dzieciństwa. Choć nie od razu dopuszczałem ją do głosu. To w mojej rodzinnej miejscowości – Jagielle na Podkarpaciu – wszystko się zaczęło. Rodziły się marzenia, zapadały decyzje, dokonywały się wybory. Tam właśnie szukał mnie Pan Bóg. A kiedy wreszcie na dobre powierzyłem Panu swą drogę, przyszło mi żyć w światach skrajnie różnych. Najpierw uczyłem się języka hiszpańskiego w ogromnej metropolii, jaką jest miasto Meksyk, by nagle, niemal z dnia na dzień, trafić do odległych nikaraguańskich wioseczek rozciągniętych wzdłuż Rio San Juan, a później do miasteczka Palacaguina, które położone jest blisko granicy z Hondurasem. Był to piękny czas.
Po ośmiu latach pracy misyjnej Pan Bóg pozwolił mi pojechać do Rzymu, gdzie podjąłem studia licencjackie z duchowości na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Z tego pięknego europejskiego miasta poleciałem znowu do Ameryki Środkowej. Tym razem do Panamy, a dokładnie do stolicy tego kraju. Miałem w głowie i w sercu wiele różnych planów, dotyczących mojej przyszłości oraz pracy związanej bezpośrednio z moimi studiami.
Pan Bóg jest jednak nieprzewidywalny i ciągle zaskakuje swoim działaniem poprzez ludzi, których do nas posyła. Nieoczekiwanie jeden z tutejszych biskupów zwrócił się do przełożonych mojego zgromadzenia z prośbą o pomoc na misji, która została bez kapłana. Poczułem, że kolejny raz Pan Bóg wzywa mnie w nowe, nieznane miejsce. Postanowiłem pomóc.
Ponownie znalazłem się w miejscu bardzo oddalonym od wielkomiejskiego gwaru. Był to archipelag Bocas del Toro na Morzu Karaibskim. Po raz pierwszy w życiu zacząłem przemierzać misyjne szlaki łodzią. Parafia katedralna, której zostałem proboszczem, położona była na 51 różnej wielkości wyspach, zaś 70% jej mieszkańców stanowili jeszcze nieochrzczeni Indianie Ngobe Buglé. Obok bogatego, turystycznego i gwarnego centrum pełnego różnego rodzaju hoteli i restauracji, które znajdowało się na Isla Colon, funkcjonował tam zupełnie skrajnie odmienny, ubogi, ale piękny świat. Spotkałem tam wspaniałych ludzi, wśród których bardzo dobrze się czułem i zarazem owocnie rozwijała się misyjna praca. Z tego czasu można znaleźć trochę informacji na stronie: misjapanama.pl
Później wiele się zmieniło. W 2017 roku, naprawiając dach, spadłem z drabiny. Złamałem wtedy obie ręce i uszkodziłem kręgosłup na tyle poważnie, że potrzebna była operacja. Wróciłem do Polski, aby się leczyć.
Po operacji i rocznej rehabilitacji rozpocząłem studia doktoranckie z teologii duchowości na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Dzięki Bożej pomocy ukończyłem je 21 października 2021 roku, kiedy to obroniłem pracę doktorską, której tytuł brzmi: „Biskup Jorge Novak SVD, kontemplatyk w działaniu. Tożsamość i duchowość kapłańska w praktyce duszpasterskiej i misyjnej”. Ponownie wróciłem do Panamy. Po kilku miesiącach intensywnej pracy misyjnej, stan mojego zdrowia zmusił mnie do powrotu do Polski. Kilka miesięcy trwało leczenie i rehabilitacja, a jednocześnie znajdowałem czas na pracę z imigrantami z Ukrainy wraz z Duszpasterstwem Rodzin Archidiecezji Przemyskiej. Więcej informacji o duszpasterstwie na stronie: pfcf.pl
Dzisiaj widzę, że było to swego rodzaju przygotowanie do nowej drogi, na którą wezwał mnie Pan. Na skutek tragicznego wypadku samochodowego w Ukrainie zginął mój współbrat – o. Jerzy Czarnecki SVD. W jego parafii ludzie modlili się żarliwie o nowego kapłana, zaś Ojciec Prowincjał poszukiwał kogoś chętnego do podjęcia pracy duszpasterskiej w tym miejscu. Podjąłem decyzję, aby odpowiedzieć na jego prośbę.
Pod koniec listopada wyjechałem na Ukrainę, a 1 grudnia 2022 roku zostałem proboszczem parafii w Nowej Uszycy w diecezji kamieniecko-podolskiej. Trwa wojna. Rozpoczęła się zima, brakuje energii elektrycznej, ale nie brakuje dobrych, ofiarnych ludzi o sercach pełnych wiary w Boga. Dla nich warto tutaj być, pracować, modlić się.
Wszystkie te, tak skrajnie różne od siebie miejsca, przez które wiodą moje misyjne drogi, nieustannie powierzam Panu Bogu. I chociaż bywają one bardzo odmienne, łączy je właśnie to jedno – obecność Boga. To Ten, któremu powierzyłem swą drogę, stale przychodzi… prowadzi… działa…